poniedziałek, 7 marca 2016

Fiołkowe obrazy czyli co wynika z połączenia DZIECKO + APARAT

Wczoraj pogoda prawie Nas uszczęśliwiła. Piszę prawie, bo było ponad 10 st. Celsjusza, ale towarzyszył tej temperaturze przelotny deszcz. Mimo wszystko zdecydowaliśmy się na wypad za miasto, do lasu. Pooddychać świeżym, nieco jeszcze wilgotnym powietrzem. Ja z nieodłącznym aparatem. A Fiołek? Kiedy poprosiła o możliwość robienia własnych zdjęć od razu się zgodziłam. Wytłumaczyłam tylko, jak korzystać z aparatu w telefonie, jak złapać ostrość i zrobić zoom - resztę pozostawiłam jej. Nie pierwszy zresztą raz, bo poprzednia, radosna i nieograniczona niczym sesja fotograficzna odbyła się w domu, na innym sprzęcie (stąd różnica w jakości zdjęć, które zaraz zaprezentuję). Jesteście ciekawi co z tego wynikło? Zapraszam do poniższej - Fiołkowej - galerii :)











Fantastycznie jest patrzeć, jak dziecko zaczyna podzielać pasje rodziców. Nie twierdzę, że fotografowanie stanie się na stałe Fiołkowym hobby. Uważam za to, iż dużym błędem byłoby nie dać jej spróbować teraz, kiedy sama tego chce tylko dlatego, że na chwilę pojawiła się obawa o sprzęt. Wystarczyła bowiem jedna prośba o ostrożność. A ile Fiołek miała z robienia zdjęć radości? Ogrom. Ta radość była wypisana na jej słodkiej twarzy. Na mojej zresztą też :)

2 komentarze:

  1. U mnie dosc czesto Jucia lapala apatat i badala co sie z czym je. Smiechu mamy do dzis jak przegladamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie zdjęcia robione nie dzieciom, a przez dzieci to wyjątkowa pamiątka :)

      Usuń

Dziękujemy za odwiedziny i pozostawiony komentarz :)